WYCIECZKA INTEGRACYJNA KLASY 1 TE2 I KLASY 1 TE3
|
W dniach od 20. do 22. września 2006 uczniowie klas 1 TE2 i 1 TE3 pod opieką p. Łukasza Lesiowa, p. Jolanty Brońskiej, p.
Jadwigi Wróblewskiej, Krzysztofa Chłonia i Macieja
Masny wybrali się na wycieczkę krajoznawczo-integracyjną do
Zagórza Śląskiego. Planowanie wycieczki w tak szybkim terminie, zaraz po
rozpoczęciu nowego roku szkolnego (tym bardziej dla klas pierwszych), może
sugerować fakt, że powinna mieć przede wszystkim charakter zapoznawczy. I
takowy miała. Poznawanie odbywało się wielopłaszczyznowo. Opiekunowie już
pierwszej nocy mogli się o tym przekonać, pilnując uczestników do późnych
godzin nocnych. Drugi dzień zapowiadał się bardzo ekscytująco. Ktoś o godzinie
6.30 pełną pojemnością płuc, wyżywając się na gwizdku oraz śpiącej części
uczestników, oznajmił, że noc się już skończyła. Współczuję żołnierzom,
którzy są budzeni w taki właśnie sposób. Sami są sobie winni ci, którzy nie
mogli długo usnąć. Pomimo niezadowolenia, musiałem wstać i udawać, że jestem
wyspany… Szybkie śniadanie, krótka odprawa i wyszliśmy na szlak. Po tym
jak przekazałem informację dotyczącą trasy wycieczki, połowę uczestników
rozbolało wszystko, co tylko możliwe, co stało się podstawową przyczyną chęci
nieuczestniczenia w wyprawie. Byłem nieugięty. Wszyscy, nawet kontuzjowani,
żółwim tempem podążali szlakiem. Planowaliśmy przejść szlakiem niebieskim, z Zagórza Śląskiego
na Wielką Sowę. W połowie drogi, z powodu dużej niedyspozycyjności niektórych
uczestników (tych niewyspanych), musieliśmy skapitulować i wrócić do ośrodka.
W drodze powrotnej była jeszcze możliwość przejścia ruchomym mostem oraz
zwiedzenie zamku. Na ten wyczyn zdecydowało się tylko niewielu śmiałków. Po
powrocie obiad już czekał na stole, jakimś dziwnym trafem wszyscy poczuli ogromny
apetyt. Później był mecz. Wybraliśmy dwie drużyny spośród męskiej części
uczestników. Przepraszam, była też reprezentantka kobiet – stała na bramce Kamila. Muszę z przykrością
stwierdzić, że drużyna, którą reprezentowałem, przegrała 8:5. Wieczorem, zamiast kolacji, było ognisko. Wspólne
pieczenie kiełbasy. Po ognisku miała być dyskoteka, ale niestety nagłośnienie
(głośniki od komputera) okazało się niewystarczająco mocne, aby rozruszać
sześćdziesiąt zastanych istot. Wszyscy rozeszli się do pokojów i postanowili
pobyć razem. Dziwnie, ale tej nocy w większości pokojów o północy słychać
było tylko pochrapywanie. Oczywiście wytrwali walczyli dłużej. Czyżby świeże powietrze połączone z wysiłkiem było w stanie
zatrzymać rzekę. Cóż, pewnie nigdy się nie dowiemy… Ale wiem, że dobrze się
śpi po przepracowanym dniu. Piątek rano, to czas pracy nad otrzęsinami, wszyscy dzielnie
przygotowywali się do programu. Wróciliśmy do Świdnicy w dwóch turach o 14.00
i o 16.00. Życzę powodzenia na otrzęsinach. Łukasz Lesiów |
|
|
|
|
|
|
|
|